31 lip 2014

II ~Life is for my own to live my own way~

Witam!
Miałam dodać najpierw wczoraj, potem jutro, ale dodaję dzisiaj. Nie wiem dlaczego. ;) Mam nadzieję, że wytrzymacie z kolejnym beznadziejnym rozdziałem, bo niestety, ale pierwsze takie są... Ale jakoś trzeba przedstawić zarys twgo wszystkiego...
No nie ważne. ENJOY! I zachęcam do komentowania, bo to bardzo motywuje!
No i dedyk dla Illusion ,bo jest cierpliwa mimo wszystko ;) Dziękuję Ci ^^
Wiki
______________________________________________________ 

Usłyszałem gwizd czajnika i wybiegłem do kuchni. Wyciągnąłem z szafki ,przy lodówce woreczek z herbatą i wrzuciłem do wcześniej przygotowanego kubka. Zalałem wrzątkiem ,po czym dolałem troszkę (czyt. 1/3 butelki xd) rumu. Poczułem ten cudowny aromat herbaty... Mmmmmm....
Tego mi było trzeba.
  Wypiłem łyczek. Ciepło rozprzestrzeniło się po całym moim ciele.
   Postawiłem kubek na blacie i zajrzałem do lodówki. Świeciła pustkami. Jak zwykle. Sześciopak piwa, butelka Daniels'a, spleśniały ser, trochę mleka do kawy (niestety obawiam się ,że także po dacie ważności), jakiś sok i trzy jogurty - podstawa mojego przetrwania. Wziąłem jeden z nich i razem z herbatą zaniosłem do salonu. Rozsiadłem się w fotelu, tak na marginesie jest bardzo wygodny, i zajadałem się moim jogurcikiem.
  Jak mogłem dopuścić do tego, że moja kobieta mnie nie chciała, tylko poleciała na jakiegoś jebanego casanove. Pewnie nim nie jest, ale myśląc tak lepiej się czuję.
Kurwa! Trzeba mieć szczęście i być mną. Dlaczego tak się zakochałem? Jestem przecież Hammett, kobiety za mną latają, a ja musiałem obdarzyć uczuciem jedną kobietę, która w ciągu jednej minuty zmieniła moje życie w czarną pustkę. Ej! Kirk! Weź się w garść stary! Nie możesz się tak użalać nad sobą! Minęły... 2 lata?!? A ty ciągle o jednym... Niby tak... Nie powinienem o niej myśleć! Pieprzyć Becky! Ciekawe jak jej się teraz układa z "mężczyzną jej życia"?
    Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka. Wstając popatrzyłem na swoje dłonie. Podczas moich "przemyśleń" musiałem mimowolnie zacisnąć je w pięści. Podszedłem do drzwi. James.
- Siema stary! -przywitał się uściskiem dłoni.- Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że się od nas wyprowadziłeś. Chodź minął jakiś jebany rok.- uśmiechnął się do mnie.
- Potrzebowałem trochę prywatności. Myślę jednak, że to nie gra jakiejś dużej roli. No wiesz i tak często jestem u was.- uśmiechnąłem się, zamykając za moim gościem drzwi.- Czego się napijesz?
- Może piwa. Masz?- zapytał patrząc błagalnie. Zaśmiałem się, widząc jego minę.
- Jasne.- i poszliśmy. James rozsiadł się na kanapie,a ja wyciągnąłem puszkę i podałem przyjacielowi.
- Nie pijesz?- zapytał zdziwiony.
- Nie, mam herbatę- pokazałem mu kubek.
- Kirk, ty mój kochany gitarzysto - coraz dziwniejszy się stajesz.- powiedział James najpierw udając bardzo poważnego ,ale potem wybuchając śmiechem.
- Oj, wal się!- powiedziałem- To co z tą trasą?- zapytałem, bo właśnie przypomniałem powód wizyty wokalisty.
- O! Właśnie. - uśmiechnął się do mnie- Kurwa, mamy problem. Organizator. Nie chce przystać na nasze kilka warunków umowy, zjebus.
- Na jakie konkretnie?- zapytałem, domyślając się o które chodzi.
- Nie zgadza się na 3 butelki alkoholu przed i po koncercie dla każdego!-powiedział to z takim wyrzutem, jak dziecko, które nie dostanie  cukierka.- No i najważniejsze. Nie zgadza się na groupies!!- tak myślałem.- Rozumiesz to stary! Ja nie dam rady!
- Dobra, to jest trochę pojebane. Jak tak można?- zapytałem oburzony- Jesteśmy pieprzonym zespołem, który ma prawo do jakiś udogodnień! Przecież to my jesteśmy gwiazdą, a nie on. Nie można im powiedzieć, że inaczej położymy koncert?- zapytałem z nadzieją.
- Myślisz, że nie próbowaliśmy?- powiedział Hetfield wyjmując drugiego browara z lodówki.- Cliff awanturował się z tym kolesiem. Ale wiesz jak to organizator. On "wymaga".
- Wiem,wiem, ale zastanawiam się dlaczego do cholery mu nie pasuje!!! Damy z siebie wtedy 1150% i więcej!
- No... nie wiem co mamy ,kurwa, zrobić?
- Ja też już nie mam pomysłów. - powiedziałem załamując ręce- Kurde, Cliff jest naszym menago, więc on powinien coś z tym robić!
James schował twarz w dłonie
- Myślałem, że to turnee po Brazyli będzie zajebiste.- powiedziałem.- No wiesz podczas ostatniego poznałem...
- Kirk! -upomniał mnie. I dobrze. Posmutniałem przypominając sobie ten dzień.- Ogarnij się!
- Dobra, dobra.
- Myślę, że będzie genialne, jeżeli patrzeć na aspekt turnee, a nie organizacji.
Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Aspekt? Znasz takie słowa? Po pijaku?-zapytałem zszokowany.
- Ej! No weź! W końcu jestem "wielkim poetą"- zaśmialiśmy się.- Wiesz te brazylijskie kobiety...- rozmarzył się James. Pacnąłem przyjaciela po ramieniu, po czym znowu zaczęliśmy się śmiać.
-... ten alkohol.- dokończyłem.
- No! Właśnie! Jak mogłem zapomniec o czymś tak ważnym!- powiedział.- Ej, Kirk.-Popatrzyłem na przyjaciela- Razem z Larsem i może z Jaseonem ,jeśli ruszy swoje dupsko, idziemy do klubu, dzisiaj wieczorem. Przyłączysz się do nas?
- Hmm... Jasne dlaczego nie? I tak nie mam co robić.
- Dobra to widzimy się za jakieś dwie godziny w Whiskey, bo musimy jeszcze coś tam zrobić. To ja się już będę zbierał, bo ten jebany duńczyk rozwali całą chałupę, bo znowu "Jason go wkurwił"- mówiąc to Hetfield sparodiował perkusistę. Zaczął wymachiwać rękami niczym jakaś cizia. No nie mogłem się nie śmiać. A, że podobno mój śmiech jest zaraźliwy, po chwili oboje już "leżeliśmy" ze śmiechu. Jednak James przypomniał sobie ,że musi wrócić i poszedł.
  A ja udałem się do salonu ,aby posprzątać po moim gościu. Że co kurwa? Sześć puszek po piwie?!? Kiedy ten zjebus to wszystko wychlał? Nawet nie zauważyłem...
No trudno. Na szczęście idziemy do tego klubu...
Nastawiłem sobie budzik na półtorej godziny ,żeby nie zapomnieć wyjść. No dobra, myślę, że nikt by nie zapomniał, jednakże tak było bezpieczniej. I w sumie dobrze, że tak zrobiłem, bo bym się zaczytał w moim komiksie. Uwielbiam te historie o potworach atakujących miasta i tych "bohaterach".
  Wychodząc z mieszkania spotkałem moją sąsiadkę. Wredną babę jagę, która jak tylko mnie zobaczy robi znak krzyża i krzyczy "satanista". Ja zawsze przewracam oczami i mówię najmilszym tonem jakim potrafię " Dzień dobry pani Churcher". Tak serio ma takie nazwisko! Nieźle co.

23 lip 2014

I. ~ Break this empty shell forever more ~

Hej!
Może trochę nudnawy, ale to pierwszy rozdział i powoli będzie się rozkręcać. Mam nadzieję, ze nie zawiodłam was tym pierwszym rozdziałem.
Zapraszam do czytania i komentowania ;)
Wiki





Oślepiające światło. Pstryk.
-Poczekaj, to już ostatnie.- powiedział mój dobry kumpel Ross. Często robił nam zdjęcia, ale najbardziej jarało mnie to, że on robił je także takim zespołom jak Black Sabbath, Led Zeppelin czy tym... no.. co lubi ich Lars... Guns n' Roses! Właśnie.  I powiem więcej, był w tym zajebisty. Ogółem to nie lubię mieć robionych zdjęć. To jest bardzo krępujące. Ale kiedy Ross je robi czuję się dużo pewniej.
   Byliśmy na cmentarzu... Tak, wiem że to dziwne. Kto robi sesję na cmentarzu?!? Ale wiecie co? Gówno mnie to obchodzi co sobie myślicie. Ważne, żeby wczuć się w klimat i żeby pokazać siebie.
   Stwierdziłem: "No dobra, walę to!" i stanąłem zwyczajnie pod nagrobkiem, z którego "wyrastał" wielki krzyż z napisem "I am the resurection and the life"*. Bardzo inspirujące.
  Chwyciłem swojego pięknego Flyinga V i popatrzyłem w obiektyw. Odruchowo zacząłem grać "Enter Sandman", bo ... w sumie to nie wiem. Jakoś tak ręce same się układały. No, w sumie to był pierwszy riff ,który ułożyłem i został wykorzystany jako główny w naszej piosence.
   W tym czasie Halfin zdążyć cyknąć zdjęcie.
- No, kurwa! Wreszcie mamy to!- wykrzyknął.
Ja z wrażenia, aż spojrzałem na niego zza okularów.
- Szczerzysz się jak mysz do sera.- powiedziałem śmiejąc się z kolegi.
- No chodź ,zobacz.- przywołał mnie ręką do siebie. Podszedłem i zajrzałem mu przez ramię.- Co myślisz?- zapytał pokazując fotkę, którą zrobił przed chwilą.
- Wiesz...-zacząłem. Była genialna, tylko jedna rzecz mnie trochę dobiła. -wyglądam trochę staro.- stwierdziłem na co Ross wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, ledwo przytrzymując aparat w ręku.- Co się śmiejesz? Wyglądam na jakieś 40 lat!
- Nie żebyś właśnie zaczął 31. rok życia.- zaśmiał się Ross.
- Spierdalaj!- powiedziałem i zabrałem swoją gitarę, którą odłożyłem przy nagrobku.
- Kirky! Stary, no!- krzyczał za mną. Ja tylko zaśmiałem się z tej sytuacji. W sumie zabawne. Ja, Kirk Hammett, gitarzysta wielkiego zespołu Metallica , przejmuje się tym, że wyglądam staro?!? No, kurwa co z tym światem się porobiło. Trudno, pierdolę!Jestem jaki jestem.
- Ross, ja spadam do domu. James ma przyjść obgadać szczegóły trasy.
- Ok, na razie Kirk! Zadzwonię jak będziesz mi potrzebny.- uśmiechnął się do mnie na pożegnanie.
  Szybko wsiadłem do samochodu i ruszyłem do mojego mieszkania.
  Może to i dziwne. W końcu dobrze zarabiam, a zwłaszcza po sukcesie Czarnego albumu, ale nie potrzebuje wiele. Poza tym  nie lubię dużych domów, bo czuję się w nich taki samotny...
   Minęły już dwa lata od kiedy... Kirk! Kurwa! Nie! Ona nie może ci zaprzątać myśli! Masz już wystarczająco dużo zmartwień! Ale ona była wyjątkowa... No i co to kurwa ma cię obchodzić! JUŻ NIE JESTEŚCIE RAZEM I NIE BĘDZIECIE! To ona cię zdradziła, a nie ty ją. Ty byś tego nie zrobił. Chodź, może...
   Teraz to już nie wiem ,co mógłbym ,a co nie.
   Brakuje mi Cliffa. On by mnie wziął jebnął i bym się kurwa ogarnął! A tak...6 jebanych lat, stary. Dlaczego akurat ty, a nie któryś z nas. Kurwa!
  Ciągle nie mogę pogodzić się z jego odejściem. Był kimś więcej niż tylko basistą Metalliki. Był moim najlepszym przyjacielem. Tylko on mnie rozumiał. Jasne, jest Lars i James, ale jest to coś innego. Oni są czymś w rodzaju... samców alfa. To oni założyli zespół i mają więcej do powiedzenia. A my, z Cliffem się dobrze dogadywaliśmy. Z nim było mi lepiej. A teraz... Nie ma go! I to dlatego, że spał na MOIM łóżku. Mogłem to być JA.
   Właśnie podjechałem pod dom. Wjechałem do podziemnego parkingu (takie luksusy tylko w L.A.) i zaparkowałem samochód. Chwilę nie wysiadałem. Pogrążyłem się w myślach. O Becky i Cliffie...
Kiedy tylko się ocknąłem z tego "transu", wyciągnąłem futerał z gitarą, kluczyki i portfel. Zatrzasnąłem drzwi po czym przekręciłem kluczyk w klamce, żeby je zamknąć. Westchnąłem i udałem się na szóste piętro do mojego mieszkania. Wszedłem do przedpokoju. Ściągając buty ruszyłem głębiej do środka. Wszedłem do całkiem dużego salonu otwartego na kuchnię, która była już dużo mniejsza.
W salonie ,przy ścianie obok drzwi ,miałem dużą komodę, a na niej adapter i pudło winyli. Przy oknie była kanapa, a po jej przeciwnej stronie (bliżej kuchni) był telewizor. Na środku pokoju był biały stolik, na którym razem z resztą (tj. Jamesem, Larsem i Jasonem) nabazgraliśmy wielkie logo naszego zespołu, a w okół niego mniejsze loga innych zespołów. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj.

   Siedzieliśmy sobie na kanapie, każdy ma już dziesiątego browara w ręce, z wyjątkiem Jamesa- on miał już siedemnaste. W powietrzu unosił się słodki zapach najmilszego narkotyku jaki dała matka natura. Marihuana... Ale bym sobie zapalił. Anyway... Co chwila któryś z nas rzucał jakimś sucharkiem typu: "Jakiej dziewczynie najlepiej wychodzi taniec? DANCE" (tu następowała wielka salwa śmiechu) albo "Przychodzi Jason do lekarza, a lekarz też Lars" itd. I nagle James mówi
   "Metallica". My patrzymy na niego jak na debila.
  " Metallica"- powtarza. "Metallica kurwa! Brakuje tytaj naszego jebanego zespołu"- krzyknął (czyt. ryknął) pokazując na mój stół. Razem z resztą popatrzyliśmy na siebie z nie małym zdziwieniem. Hetfieldowi często tak odpierdala po alkoholu, ale co on kurwa ma na myśli.
   "No to, kurwa ,przynieś mi ten jebany marker!"- ryknął James. Posłusznie wstałem i wyciągnąłem z komody jakiś czarny pisak.
 "Masz"-powiedziałem podając mu przedmiot.
   Obserwowaliśmy zaciekawieni co on zrobi. A on zaczął bazgrać nasze logo na całym stole. Razem z chłopakami zdziwieni, ale jednocześnie rozbawieni, przyłączyliśmy się do przyjaciela.
  Rysowaliśmy logo różnych zespołów np.: Black Sabbath, Van Halen, Faith no more, czy Diamond Head Na każdej z nóg podpisaliśmy się notatką z krótkim dopiskiem. Lars na przykład napisał "Ale mnie kurwa swędzą jaja!"


  Poszedłem do czajnika i nastawiłem wodę na herbatę. Ostatnio zawsze ją piję. Powoli zaczynam ograniczać alkohol (ta, jasne) i myślę, że to jest mój odpowiednik tych wszystkich trunków.
  Przeszedłem przez salon do sypialni, odłożyć swoja gitarę. Sypialnia była całkiem duża. Wcześniej na jej miejscu były dwa pokoje, ale wyburzyłem ścianę je dzielącą i tak oto mam dużą sypialnię.
  Ściany pomalowałem na czarno z wyjątkiem tej ,na której jest okno, a pomiędzy nim półki z książkami. Tą ścianę pomalowałem na fioletowo.
  Na środku pokoju, od frontu można zobaczyć moje łóżko. Po jego prawej stronie jest wielka, stara szafa, niczym z jakiegoś zajebistego horroru. Po całej podłodze walają się moje komiksy, a na kilku półkach można zobaczyć moje kolekcjonerskie figurki. Jestem z nich tak bardzo dumny.
____________________________________________

* "Jestem zmartwychwstaniem i życiem"

19 lip 2014

Prologue

Hejo!  
Jestem Wiktoria i będę tutaj pisać opowiadanie o Metallice. Pisałam już wcześniej o Mecie ale stwierdziłam, że tamto opowiadanie jest beznadziejne. 
Dlatego zapraszam na to opowiadanie. Mam nadzieję że się spodoba ;)
No i to opowiadanie fan fiction, więc może się nie zgadzać kilka rzeczy. I już w prologu zmieniłam jedną rzecz, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
Wiki
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
  Było chłodno. Wszędzie dużo śniegu, jednakże kiedy jechaliśmy na drodze nie było ślisko. Droga była czarna. Gdzieniegdzie był jakiś biały pasek śniegu jednak nie był on szkodliwy. Kilka milimetrów długości. Nic więcej. Graliśmy w karty o to który z nas będzie spał na najlepszym łóżku w tourbusie, który zwykle zajmował gitarzysta . Nie były to żadne luksusy jednak na to tylko było nas stać. Ja tam nie narzekam. Mi wystarczy miejsce do spania i ewentualnie jakiś alkohol. A i jeszcze trawka ,ale to zawsze mam przy sobie.
  - Zobaczycie, że tym razem wygram! -krzyknął uradowany duńczyk.
  - Zamknij się zgredzie!- odpowiedział z uśmiechem na twarzy gitarzysta.
  - Nie rozwijaj się, kurwa!-krzyknął mały i pociągnął kartę ze stosiku. Teraz była moja kolej.
  - Ok to sprawdzam-powiedziałem zaraz po tym jak pociągnąłem kolejna kartę.
Zobaczyłem niezadowolone miny u przyjaciół i uśmiechnąłem się chytrze. Pierwszy pokazał karty wokalista .
Miał trójkę. Następny w kolejce był kudłacz. Nie miał nic. Szczerze to zastanawiam się dlaczego nie spasował, ale on zawsze żyje w swoim własnym świecie. W sumie tak samo jak ja. I chyba za to go najbardziej lubię.
 Następny byłem ja. Kiedy  pokazałem karty, chłopaki nie byli w stanie uwierzyć. Poker królewski.
  - Al..al..ale jak?-zapytał gitarzysta. W tym samym czasie duńczyk rzucił swoimi kartami o stół i wyszedł gdzieś. Wkurwił się.  Prawdopodobnie poszedł po coś mocniejszego i po drodze coś rozwali. Nie myliłem się . Po chwili było słychać trzask szkła. Na pewno to była zwykła szklanka.
Popatrzyliśmy z chłopakami po sobie.
  -Gratuluję-powiedział kudłacz i uścisnął mi dłoń, po czym udał się na kanapę i wyciągnął zza niej jakiś browar. Wokalista  poszedł sprawdzić co ze zgredem. On po prostu nie potrafi przegrywać.
Ja natomiast postanowiłem skorzystać z okazji ,że ich nie ma i zapaliłem sobie trawkę. Podzieliłem się oczywiście z kudłaczem ,bo on tak samo jak ja uwielbiał dobry towar. Po jakiejś chwili odpłynałem jednak nie na długo ,bo po chwili poczułem jak ktoś mna potrząsa. To był gitarzysta ,który przyniósł mi browara.
-No to jestem w raju -powiedziałem sam do siebie i wziąłem spory łyk z puszki. Kiedy skończył mi się alkohol postanowiłem walnąć się na łóżko. Wystarczyła chwila i już zapadłem w głęboki sen.
 Nagle obudziło mnie szamotanie autobusem. Nie wiedziałem co się dzieje i ile to będzie trwało. Słychać było hamowanie i przeklinanie kierowcy. To były ułamki sekund. Chwilę potem czułem coś jak stan nieważkości. Zawsze, ale to zawsze chciałem to poczuć. To było niesamowite! Trwało to jednak tylko kilka sekund. Po chwili usłyszałem coś jak" bum" i poczułem ból w... ciężko określić gdzie. Chyba wszędzie.  Poczułem zimno na głowie, ale jednocześnie zaczęło mi być cieplej.  I nagle nie czułem nic,  kompletnie. Zawisłem miedzy światami, między dobrem ,a złem.  Między sacrum a profanum. Nie wiedziałem co się dzieje. Czułem że teraz uwolnię się od tego główna na ziemi. Byłem nicością. Byłem niczym. Byłem sobą. Mogłem robić wszystko,no prawie wszystko co chciałem.  Jednego nie mogłem robić. ŻYĆ